Autor: Grzegorz Grątkowski
„Najważniejszy jest silnik. Silnik i skrzynia biegów – powinny być mocne, niezawodne, nienagannie pracować. Inne elementy samochodu, to już sprawy poboczne.”
Enzo Ferrari
„Produkt, także wytwór techniki, jest doskonały dopiero wówczas, gdy jest piękny.”
Ettore Bugatti
Zewnętrzne lusterko wsteczne Alfy 156 jest zaprzeczeniem ergonomii. Ten kształtny przedmiot jest przyjemny dla oka tak długo, jak długo patrzymy na samo lusterko, a nie na to, co chcemy w nim zobaczyć. Widać w nim niewiele: to przecież oczywiste, że praktyczne lusterko powinno być lekko wydłużonym prostokątem o powierzchni i kształcie męskiej dłoni. Tak, ale ileż klasycznych, sportowych wozów z dawnych lat miało opływowe lusterka o właśnie takiej, eliptyczno-kroplowatej formie?
Jest to jeden z wielu przykładów, wielu elementów włoskich samochodów, które budzą na zmianę zdziwienie, irytację, ironię, a dodatkowo u niektórych – patrzących na rzecz nieco szerzej – także swoistą sympatię. To szersze spojrzenie, to pojmowanie rzeczy w kategoriach stylu, jaki reprezentują. Mowa tu będzie o cechach, które wyraziście i sugestywnie składają się na pewien styl. Dla uproszczenia nazywam go stile italiano.
Uproszczeń takich będzie znacznie więcej. Nie ma innego wyjścia, gdy chce się wyodrębnić pewien temat. Jest oczywiste, że istnieje coś takiego, jak charakter narodowy; potwierdzają to spostrzeżenia, skojarzenia, doświadczenie. Jednak gdy tylko zaczyna się wymieniać cechy narodowe Anglików lub Niemców, popada się w uproszczenia. W jeszcze większe, gdy wytwory danej nacji wiąże się z jej cechami – to już prowadzi nieraz do grubych schematów. Z drugiej strony, myśl porządkująca zjawiska szuka w nich wspólnych cech. Za cenę pewnych skrótów wiele można wyjaśnić.
Rzeczy piękne
Gdy przychodzi do podania typowych cech narodowych, Włosi są materiałem co najmniej równie wdzięcznym, jak Anglicy. „Nie można zrozumieć Włochów (i dlatego cudzoziemcy wyciągają często fałszywe wnioski), nie pojmując, że dominującą cechą tego narodu jest zmysłowość i umiłowanie piękna” – pisze Guido Piovene. Piękna, które nie musi wcale budzić ambicji twórczych, lecz: „stało się nawykiem, służy na co dzień”. Przejawia się nie tylko w dziełach, także w rzeczach powszednich otoczenia człowieka, w przedmiotach użytkowych, domowych sprzętach, stroju. Jest też, niemal bez wyjątku, obecne w świecie włoskiej motoryzacji. Czasem jako prawdziwe piękno, często skromniej: jako prosty, lecz niezawodny gust, trafione proporcje, harmonia albo kontrast form, za którymi kryje się wyrobiony smak. Czy skóra w kolorze azzurro, czarna skóra, a do tego połysk chromu, a do tego jeszcze drewno, to zbyt wiele naraz? Oczywiście! – mówimy przecież o estetyce podporządkowanej funkcji, więc pewna jedność, ześrodkowana wokół czynności prowadzenia samochodu, jest nieodzowna. Gdyby takie wnętrze samochodu powstało gdzie indziej, byłoby zapewne przeładowane, za dalekie od estetycznej jedności. Co innego w Modenie: styliści Maserati zaprojektowali klasycznie piękny, rasowy i sportowy kokpit modelu Mistrale.
Wielkość i niekonsekwencja
Zarzuca się temu, co włoskie, że jest fasadowe, obliczone na efekt, pozbawione solidności i dopracowania. Niewiarygodne dzieło Bacha mogą studiować dowolnie długo muzykolodzy, matematycy, nawet architekci, próżno doszukując się braku ciągłości, czy niekonsekwencji. Inaczej z Vivaldim. Inaczej z umysłem włoskim, który nie jest w stanie zatrzymać się długo na jednym problemie. Żywy, poszukujący, piekielnie zdolny, lecz mało wytrwały, wynajduje i pozostawia. „Doprawdy niezwykły, niebiański był Leonardo, syn pana Piotra da Vinci” – pisał w swych „Żywotach…” Giorgio Vasari. „Odznaczyłby się w naukach i piśmiennictwie, gdyby nie był zmienny i niestały. Poświęcając się studiom różnych spraw i dziedzin, rzucał je wkrótce. W ciągu paru miesięcy tak się nauczył arytmetyki i takie na tym polu zrobił postępy, że zadziwił swych mistrzów pytaniami i zagadnieniami. Przerzucił się potem do muzyki i nauczył grać na lutni i śpiewać tak doskonale, jak ci, co z natury obdarzeni są słuchem.”
Nie jest to zatem niedbałość, a raczej brak uporu i protestanckiej cierpliwości, by kontynuować rzecz po pierwszej fazie, gdy opada entuzjazm i pasja. Anglik nie rozumie braku logicznego następstwa w działaniach Włocha. Nie przemawia do niego ten bardziej żywiołowy rytm myśli, która raz pokona skokiem intuicji to, co musiałaby odrobić pracowitym namysłem, a innym razem pozostawi oczywistą lukę, bo już zajęło ją nowe spostrzeżenie. Dziennikarz motoryzacyjny David Sparrow pełen zachwytu recenzował Maserati Ghibli, ale miejscami dziwił się: „Od razu znalazłem przycisk regulacji oparcia fotela, które podniosło się z cichym szmerem. Obok: przycisk podnoszenia siedziska. W porządku. A jak się przesunąć do tyłu? Po chwili dezorientacji sięgnąłem niżej i moja ręka natrafiła na znajomą, ręczną wajchę. Nie, no oni są rozbrajający! Skoro już się bawią z elektroniką, dlaczego przerywają w połowie drogi?
Po chwili kolejny przykład: „Co mają znaczyć te różne odcienie drewna” – pisze Sparrow o wnętrzu Maserati Spydera. „Ale na kole kierownicy i gałce lewarka są takie same, więc chyba wszystko zaaranżowano celowo” – rozumuje. Otóż nie! W nonszalancji włoskiej doskonale mieści się zapomnienie, zignorowanie faktu, że skrupulatny Anglik będzie się dopatrywał różnicy odcienia drewna orzecha lub wiązu. Efekt końcowy jest oszałamiająco wysmakowany i elegancki – czy to nie wystarczy?
Rzeczy istotne
Ale, nawet w uproszczeniu, ten sposób myślenia nie drążący zagadnień do dna, to nie bezładna gonitwa, raczej poszukiwanie tego, co istotne. To szybka orientacja w masie danych i krytyczne, ale i niemal machinalne eliminowanie rzeczy mniej ważnych. Łatwo popada się tu w entuzjazm, by po chwili go stracić, lecz pod tą powierzchnią pozostaje nieomylne rozróżnienie na to, co naprawdę ważne i na sprawy drugorzędne. Wiele takich szczegółów, sumowanych i wytykanych przez dokładnego krytyka, można pominąć swobodnym gestem, jeżeli to, co rzeczywiście się liczy, jest spełnione po brzegi. W pojęciu prawdziwego Włocha (który jeżeli jest z Neapolu, rozmawia z kolegami w kawiarni o kobietach, samochodach i futbolu, jeśli z Parmy, o kobietach, samochodach i operze, a jeżeli z Mediolanu, być może także o akcjach i modzie, ale w każdym wypadku o samochodach, silnikach i motoryzacji w ogóle) nie jest istotny brak elektrycznego odsuwania foteli. Istotne i konsekwentne jest to, że wozy ścigające się na torach były prawie takie same, jak budowane do użytku drogowego, do gran turismo. Dotyczyło to niemal wszystkich Ferrari i wielu Maserati, przede wszystkim modelu A6, który był wyścigówką obleczoną w cywilną karoserię, lecz także niejednej Alfa Romeo, od pełnokrwistej 33 Stradale po Montreal, nie mówiąc już o czasach przedwojennych.
Nie jest ważne także to, że elementy wnętrza skrzypią i paczą się: aby było inaczej, musiałyby więcej ważyć i kosztować, a mówimy o kraju, w którym liczą się proste zasady z tradycji: lekkie i zwinne nadwozie, mocny silnik, dobra relacja mocy do masy. Liczy się to, o czym mówił Ferrari: silnik ma dobrze pracować, reszta, to detale. Tylko we włoskich nazwach wersji samochodów przewija się motyw lekkości: alleggerita, superleggera: lotność i zrywność maszyny, to jej najważniejsze zalety.
Przestrzeń
„Stary Tarent jest zabytkiem niepowtarzalnym w Italii. Dla osłonięcia wnętrza miasta od ataków wroga, a może od wiatru i słonecznego żaru, domy wzdłuż portu stanowią hermetyczny mur, a otwierające się w nim, prowadzące w głąb uliczki są ciaśniejsze od najwęższych zaułków Wenecji, są szczelinami, niemal cięciami brzytwy między domami. Śródmieście jest zamknięte jak w skorupce jaja”.
Niezwykła jest sprawność, z jaką Włosi gospodarują i radzą sobie z całą werwą i pośpiechem w mikroskopijnych przestrzeniach. Turysta przymyka oczy, gdy autobus mija o centymetry kobiety wiozące zakupy na rowerze i wałęsające się psy. Jeśli jedzie samochodem, robi mu się słabo od śmigających wokół niego i brzęczących sygnałami skuterów, których nie nadąża rejestrować w lusterku. Ciężarówka nie ma prawa zmieścić się w uliczce, a jednak się mieści. Targ, który wygląda, jak rozłożony na placu od czasu, gdy utrwalono go na wedutach sprzed dwóch stuleci, o pierwszej po południu znika bez śladu i tylko zlana wodą połać kamienia zdradza, że coś się tu odbywało. Kolejka przed lotto, weselny orszak, kibice wracający z meczu, motocykle, furgonetki, wszystko zachodzi na siebie i funkcjonuje bezkolizyjnie na tej samej powierzchni, jak kółka w zegarze.
Fiat 500 był wytworem tego buzującego życia na piędzi ziemi. Mógł wyminąć drugą pięćsetkę na wąskim, górskim podjeździe. Lancia Fulvia, czy Alfa Romeo Giulia, to sedany „klasy średniej”, których długość, a zwłaszcza szerokość, dziś nas śmieszą, podobnie, jak włoskie „półciężarówki” sprzed lat. Lusterko od strony pasażera do niedawna było w opcji – i tak wkrótce się je urywało. Za to w lepszych samochodach składa się elektrycznie.
Włoski samochód ma natomiast sporo miejsca w środku, jest raczej wygodny. To nawet specjalność – wnętrze dużego wozu przy niewielkich rozmiarach zewnętrznych. Sprzyja także prowadzeniu – jeśli o to chodzi, Alfa 164 z pewnością nie jest dostojną limuzyną: kieruje się nią jak zwinnym pojazdem sportowym. Maserati biturbo osiąga luksus Jaguara bez jego okazałości. W środku musi być miejsce, wokół jest go niewiele. Ceną jest upakowanie zespołów technicznych godne włoskiego poczucia przestrzeni. Dla użytkownika to cecha mało istotna, a mechanicy znakomicie sobie z nią radzą. Niestety, nie u nas, gdzie z warsztatów rozchodzi się opinia: włoski samochód… dostęp… myśl techniczna… itd. Przyjmuje się także dlatego, że w realiach Polski i do niedawna typowej dla niej motoryzacji w naprawie spędzało się sporo czasu, słuchając przy tym mechanika jak największego autorytetu w sprawach samochodów.
Pasja
„Modeńczyk ma bzika na punkcie motorów i łączy tę pasję z charakterystyczną dla wszystkich mieszkańców Emilii malowniczością” – pisał w końcu lat 50-tych Piovene. „Tutaj osiąga swój szczyt mania szybkich silników, ale przelana w technikę, w precyzję”. Nie jest przypadkiem, że fabryki, te wyjątkowe, jak Ferrari, Maserati, Stanguellini, znajdują się w Modenie. Wizyta w tych zakładach ukazuje ciekawy krajobraz ludzki, złożony z techniki, ducha rzemieślniczego, obsesji sportowej i osobistych dziwactw. W fabryce Ferrari na przykład produkuje się 100 samochodów rocznie, nie więcej; każdą z części wykonuje się osobno. „Samochody, to żywe istoty.” – zwierza mi się Ferrari – „Każdy samochód ma duszę, i praca nad ich konstrukcją jest jak zażywanie kokainy”.
W połowie lat 80-tych Alfa Romeo była firmą ubogą, zadłużonym przedsiębiorstwem państwowym, praktycznie bez środków na opracowanie nowego modelu, następcy starzejącej się Giulietty. Niemniej, w 1985 r. na rynku pojawiła się Alfa 75, oznaczona tak dla uczczenia 75 rocznicy powstania firmy, i z pewnością jubileuszu tego godna. Powstała w dużej mierze z zamiłowania i dumy konstruktorów, którzy licząc się już z przejęciem przez koncern FIAT, po raz ostatni opracowali projekt do końca własny, bezkompromisowy, całkiem inny niż raczej blade, konkurencyjne sedany z tego okresu. Sam wygląd zapowiada jej odrębny charakter – to jedno z najbardziej kanciastych i klinowatych nadwozi. Słabej jakości blacha i tanie plastiki, to świadectwo chudych lat, za to stworzenie na przekór problemom pojazdu ekscytującego, jest dowodem właśnie prawdziwej pasji. Sporym ułatwieniem było oczywiście przejęcie świetnych rozwiązań technicznych z poprzedników – dopuszczanie do głosu tradycji.
Tradycja
Nie jest ona bytem oddzielnym, zamierzchłym, którego znajomości i poszanowania uczy szkoła. Nie ma potrzeby, by szkoła organizowała wycieczkę z oprowadzaniem po pałacowych wnętrzach: często sama mieści się w zaadaptowanym barokowym pałacu. Chłopcy kopią piłkę na kamiennym placyku przed fasadą kościoła liczącą 900 lat. Ich starsi bracia opierają swe Vespy o rzeźbione lwy studni. „Gdzie tylko obrócić wzrok, widać pod ukośnymi kątami, czy w dziwnych skrótach schody, kapliczki, kościoły, obeliski”. Tradycja wplata się w życie, obecna jak pogoda. Widzenie rzeczy tożsame jest z dostrzeganiem ich aspektu estetycznego, formy, która powinna być piękna. Dlatego, że nawet nie uświadamiając sobie tego, ludzie prości i ci wyrafinowani wyrośli w tradycji rzeczy pięknych. Nie warto wyszukiwać poszczególnych nawiązań i mówić, że to sięganie. Otaczające formy są na równi aktualne, nie odchodzą w przeszłość, przejmuje się je w zupełnie naturalny sposób. I tak wszystkie są wytworem niesłychanej zdolności tego narodu do arti del disegno: sztuk opartych na rysunku, ogólnie mówiąc wizualnych. Mówi się, że Alfa 147 to przypomnienie Giulietty z lat 50-tych. Że wraca wielka, rozciągnięta w pionie nerka scudetto z modelu Freccia d’Oro. A może układ środkowego wlotu, wciętego w dwa poziome po bokach, to ślad Giulietty Sprint Zagato? A schowek w 33 jest z dawnej 1900, a zegary z Berliny. Być może, ale to właściwie obojętne: tu gotuje się na wolnym ogniu cała legenda Alfy, Lombardii, z akcentem herbu Viscontich i wspomnieniem wypraw krzyżowych.
Zmysłowość
„Bolonia jest łatwa, radosna, pełna humoru, pochłonięta swoją żywotnością, swoim ukochaniem życia. W Bolonii nie myśli się o pięknie, ale wdycha się je, wchłania, staje się ono jadalne”. Ubiory, a także surowe materiały na wystawach, przyciągają oko na całym półwyspie, ale wręcz obezwładniające są w dolinie Padu, od Mediolanu, przez Parmę i Modenę, po Bolonię. Ich urzekającą zmysłowość rozumiem dosłownie, przez działanie na wzrok, dotyk, nawet powonienie. Przeplot kaszmiru czy lnu w tkaninie marynarki ma wyczuwalną głębokość, wzór bywa ledwie szkicem, co przebija z drugiego planu, lecz dzięki temu nie nuży swą oczywistością. Nawet gładkie i rzeczowe garnitury Pal Zileri są jak arras na ciele. Wełna merynos wydaje się ciepła w dotyku, a cieniutki pulower dałby się z pewnością przeciągnąć przez obrączkę.
Tak samo zmysłowe jest czerwone, wytrawne Barolo i oliwki ociekające po wyjęciu z beczki. Brzoskwinie z Lagonegro i Alfa Romeo 156. Nie tylko jej słynna klamka z polerowanego aluminium i kształt tylnych kloszy jak sople topione w ręku. Cała aż niepokoi patrzącego swoją zmysłowością – chce się powiedzieć o niej to samo, co na początku o Bolonii. Nie inaczej Spider: czerwono-czarny, ściągający spojrzenia w ulicznym ruchu. Jest jak jedyna ostra i uchwytna forma z prześwietlonego kadru podróży na południe, który albo przesunął się w chwili zasypiania, albo gdzieś w poprzednim życiu.
Elegancja
Przyroda, krajobraz są tak bogate i różnorodne, od bujności po surowość, kultura tak dawna i wszechobecna, że człowiek zniknąłby, znikomy i niewidoczny, gdyby nie dał odpowiedzi. Gdyby jego zmysłowość, barwność czy wytworność nie stanęły w szranki. Piękny strój jest przykazaniem i obsesją, także uboższych, bo choć wymaga wydatku, wiele można obejść smakiem i nieomylnością w łączeniu, zestawianiu i kontrastowaniu. To stara i wytrawna kultura wizualna: jeżeli coś razi i nie pasuje, popatrz po raz drugi i trzeci. Elegancja zestawień właśnie wykracza dalece poza strój. To także duszona w winie biała, morska ryba, zapieczona w liściach szpinaku i posypana parmezanem. Także lekkie, pełne powietrza loggie na smukłych kolumienkach, nad masywnym ciastem muru. Drewniane kierownice i kremowe tkaniny wnętrz samochodów, karmelowa skóra w dawnych Lanciach. Nawet ambicja Testarossy, by tym jednym odejść od czystej, traumatycznej techniki: to drewno starej komody, skojarzenie z kupieckiego domu przeniesione w pasję i pęd.
Wdzięk
„Nikt nigdy nie dorównywał mu w zdolnościach, w żywotności, w łatwości i we wdzięku życia” – pisał Vasari w swej biografii Leonarda i słowa te można z pewną umownością odnieść do całego narodu, pod warunkiem wszechstronnego i szerokiego potraktowania pojęcia wdzięku. Kojarzy się ono po pierwsze z malowniczością, z zetknięciem krajobrazu i ingerencji ludzkiej. W czasach, gdy podróż do Włoch była towarzyskim i edukacyjnym obowiązkiem młodego Europejczyka, niemal każdy prócz dziennika prowadził także szkicownik, mniej lub bardziej udatnie utrwalając krajobrazy z ruiną lub nieregularną, wiejską willą. W bardziej profesjonalnym wydaniu wdzięk tych prostych, kamiennych budowli rustykalnych przekazali osiemnastowieczni pejzażyści, ale i tak niedościgniony wzór malowniczości daje wychodząca z Rzymu na południe Via Appia Antica.
Dokładnie ten sam wdzięk, przeniesiony w świat techniki, miał Fiat 500. W ilu filmach wystąpił – z obowiązkowo odsuniętym dachem, wspinający się po pylistej serpentynie albo kluczący po zaułkach miasteczka. Ten urok i malowniczość miała Giulia i miał ją Fiat 124 sport special – mogły nie pasować do transeuropejskich autostrad, ale patrząc na nie, czuło się ciepły wieczór który cykada sieka na milimetry i wiedziało, że brzeg morza nie ma prawa być daleko.
Niepraktyczność
Pojęcie to od razu nasuwa skojarzenie z wspomnianym na wstępie lusterkiem Alfy 156. Ale jak znikomym szczegółem jest ten element w porównaniu do miast wznoszonych na szczytach wzgórz, czy choćby spaghetti prawidłowej długości 66 cm, których nie należy łamać przy gotowaniu? Nie jest to nigdy niepraktyczność wynikająca z braku zdolności czy pomysłu, lecz za każdym swoim przejawem ma inne uzasadnienie. Czasami tłumaczy się dość słabo: po prostu tym, że prawdziwą wagę przywiązuje się do czegoś innego. Albo jeszcze przed chwilą można było rzecz załatwić, ale teraz jest się już pochłoniętym czymś nowym. Zresztą rodowity Włoch byłby szczerze zdziwiony, że w całym przypływie życia właśnie to może komuś wydawać się tak ważne. A jeżeli się uprzeć? Czy jednak nie można by tego pogodzić? Tamto swoją drogą, a i to uczynić przyjaźniejszym w użyciu? Zapewne tak, ale to już byłaby systematyczność myślenia Niemca lub Skandynawa, z gruntu praktycznych. Inna mentalność i styl, inna całość. Ulotniłby się wdzięk albo piękno. Pewnych obszarów nie da się rozciągnąć tak, by obejmowały wszystko.Wśród nowoczesnych samochodów Volkswagen Golf jest zapewne wzorem praktyczności. Kolejne wersje były konsekwentnie dopracowywane, coraz trudniej zarzucić mu niedostatki jakichś detali. Można natomiast stwierdzić, że tak przemyślany i praktyczny aparat niczym nie ekscytuje, pozbawiony jest „tego czegoś”.
Większe i te drobne niepraktyczności włoskich samochodów mogą drażnić, dopóki nie zaakceptuje się ich stylu jako całości. Choćby tylne światła: klosze grupujące różne lampy są zazwyczaj śmiesznie małe – tak było w pierwszej edycji Maserati Quattroporte i tak jest w Alfa Romeo 147. Jeżeli ktoś zestawia kształt tego drugiego pojazdu z Nissanem Almerą, niech porówna grupy tylnych świateł obu modeli. Albo inaczej: jak dobitnie świeciły ogromne, tylne pozycje starszej „trójki” BMW, a jak słabo przy nich lampy Lancii Prismy. To samo chciałoby się czasem powiedzieć o hamulcach, reflektorach, czy dostępie do bezpieczników. Ale odpowiedź jest jedna: ten styl kształtował się długo i ma silne korzenie. Nie zmieni się go nagłym pomysłem racjonalizatorskim.
Lo Stile
„Trzeba umieć się wpatrzyć w jedyne w swoim rodzaju wody tej zatoki, nie tak nasycone i soczyste w kolorze jak wody Sycylii, ale leciuteńkie, przejrzyste, prawie nierzeczywiste, na których statki zdają się zawieszone w powietrzu. Trzeba oglądać Zatokę Neapolitańską w różne dni, w różnym oświetleniu, zmienia ona bowiem kolory i nastroje. Jest szczególnie piękna w dni trochę pochmurne i wietrzne, kiedy nabiera nieoczekiwanych głębokości, pomnaża perspektywy, albo o zachodzie słońca, gdy wyspy i cyple stają się kryształowe. I wreszcie trzeba zespolić we własnej duszy charakter tego morza ze słodyczą ziemi wokół Camaldoli na stokach Wezuwiusza. Piękno Neapolu narasta z dnia na dzień, w miarę odkrywania jego tajemnic – aż do chwili, kiedy się pojmie, że jest to naprawdę najpiękniejsza zatoka na naszym globie”. (Guido Piovene)
Piękno, talent i niekonsekwencja. Specyficzne, rasowe rozumienie tego, co istotne. Przestrzeń i pasja. Tradycja i zmysłowość. Niepraktyczność, elegancja i wdzięk. Zapewne jeszcze wiele innych cech, powiązanych ze sobą lub raczej płynnie przechodzących w siebie składa się na styl, który wśród innych wytworów kultury materialnej reprezentują także włoskie samochody. Być może czyniły to silniej w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Nie tak dawno było w nich jakby mniej tego stylu, ale on chyba znowu powraca.Można Stile Italiano nie akceptować, być zwolennikiem innego. Są przecież inne, może mniej zmysłowe, za to bardziej racjonalne i użyteczne. Może w tym sensie użyteczne, że nie pochłaniają tak, pozwalają wejść i wyjść. Gdy raz w pełni poczuje się powab Italii i to, o czym mowa dalej – włoskiej motoryzacji – odwrotu już raczej nie ma. Jest droga wiodąca coraz dalej, czy raczej wysadzana cyprysami aleja i jedyny taki, dobrze znajomy dźwięk.